Autor : Aleksandra Kurowska
2024-04-24 19:54
- W przypadku raka jajnika mamy naprawdę dobrą sytuację, jeśli chodzi o dostęp do terapii. Mamy programy lekowe zarówno dla I linii leczenia jak i kolejnych linii i dostęp do inhibitorów PARP – mówi prof. Mariusz Bidziński. Problemem, na który wskazują eksperci, bywa dostęp do diagnostyki - niezbędnej, by te nowoczesne leki podać. Prezentujemy kolejny odcinek cyklu Środy z programami lekowymi. Tym razem poświęcony programowi B.50 - Leczenie chorych na raka jajnika, raka jajowodu lub raka otrzewnej (ICD-10: C56, C57, C48).
Rak jajnika jest rozpoznawany rocznie u ok. 3,6 tys. pacjentek w Polsce. Dane Krajowego Rejestru Nowotworów, dla rozpoznania C56 w 2021 r. wskazywały na 3624 nowe pacjentki.
- W przypadku raka jajnika mamy naprawdę dobrą sytuację, jeśli chodzi o dostęp do terapii. Mamy programy lekowe zarówno dla I linii leczenia, jak i kolejnych linii i dostęp do inhibitorów PARP – mówi prof. Mariusz Bidziński, konsultant krajowy w dziedzinie ginekologii onkologicznej. - Zarówno dla pacjentek, które mają mutację jak i tych, które nie mają mutacji w genach BRCA i homologicznej rekombinacji (HRD), system leczenia uzupełniającego czy podtrzymującego jest bardzo w tej chwili rozbudowany - wyjaśnia. I zaznacza, że na tle innych państw Europy Polska jest jednym z liderów. - Nie mamy czego się wstydzić - podkreśla. Jednak nie wszyscy takie leczenie dostają. Z czym mogą być problemy?
Zobacz także:
Poradnictwo BRCA w raku jajnika (podcast)
BRCA i HRD - kolejny odcinek podcastu o diagnostyce genetycznej
Oto fragment opisu programu z obowiązującego obwieszczenia refundacyjnego:
W programie finansuje się tylko jedną linię leczenia podtrzymującego inhibitorami PARP niskozróżnicowanego raka jajnika, raka jajowodu lub pierwotnego raka otrzewnej substancjami:
olaparyb;
niraparyb.
w monoterapii:
olaparyb u pacjentek z obecnością mutacji w genach BRCA1/2,
albo
niraparyb u pacjentek z obecnością mutacji w genach BRCA1/2 lub z brakiem obecności mutacji w genach BRCA1/2, u pacjentek z potwierdzonym niedoborem homologicznej rekombinacji (HRD) lub z brakiem potwierdzenia niedoboru homologicznej rekombinacji (HRD);
2) w skojarzeniu:
olaparyb z bewacyzumabem u pacjentek z obecnością mutacji w genach BRCA1/2 lub potwierdzonym niedoborem homologicznej rekombinacji (HRD);
w monoterapii:
olaparyb u pacjentek z obecnością mutacji w genach BRCA 1/2 lub z brakiem obecności mutacji w genach BRCA1/2, po wcześniejszym zastosowaniu przynajmniej dwóch linii chemioterapii z udziałem pochodnych platyny (nawrót choroby w okresie nie wcześniej niż 6 miesięcy od zakończenia leczenia pochodnymi platyny).
W programie istnieje jednorazowa możliwość leczenia inhibitorami PARP.
To, co zdaniem prof. Bidzińskiego jest do poprawy, to diagnostyka. - Nie wszystkie pacjentki mają robione badania genetyczne, i to jest problem. Staramy się edukować kadrę lekarską, kadrę menadżerską szpitali, żeby pacjentki powszechnie miały wykonywane badania, odpowiednia diagnostyka jest niezbędna do optymalizacji leczenia – mówi klinicysta. Dodaje, że sytuacja się poprawia - ośrodków, które wykonują badania, jest coraz więcej. - Nie jest to jednak jeszcze liczba placówek, która by nas satysfakcjonowała – mówi prof. Bidziński. I dodaje, że bez tych badań genetycznych nie można zastosować nowoczesnych leków, które już są refundowane.
Jaka część pacjentek z rakiem jajnika potrzebuje programów lekowych, a jaka trafia do lekarza na tyle wcześnie, że wystarczy operacja? – We wczesnym stopniu zaawansowania jest około 20 proc. kobiet, które mają nowe rozpoznanie. Dla nich operacja może być wystarczającą formą leczenia. Pozostałe 80 proc. to są zwykle bardzo zaawansowane przypadki i one muszą być leczone z użyciem różnych technologii - od chemioterapii po leczenie podtrzymujące, adjuwantowe – mówi prof. Bidziński. I podkreśla, że dzięki rozwojowi farmakoterapii, odpowiednie leczenie bardzo wydłuża czas życia chorych. Z miesięcy kiedyś, po lata obecnie.
Inna kwestia związana z diagnostyką to to, kto za badania płaci. O ile badania mutacji BRCA1 i BRCA2 są finansowane przez publicznego płatnika, to już HRD, dające o wiele więcej informacji, na razie opłaca firma. Ministerstwo Zdrowia ma się jednak zająć tematem (poprosiliśmy o wywiad na ten temat, dotyczący nie tylko programu dla pacjentek z rakiem jajnika).
- Można powiedzieć, że nie byłoby przydatności tych skutecznych, drogich leków, które już refundujemy, gdyby kosztu badań nie wzięła na siebie Astra Zeneca. Druga z firm mająca takie terapie wspomina, że też by się chciała w to włączyć, ale to finansowane póki co z sektora prywatnego. Walczymy o to, żeby NFZ płacił za te procedury, by były one w koszyku świadczeń. Obecnie firma może w każdej chwili się wycofać z opłacania tych badań i będzie kłopot – mówi prof. Bidziński.
Na to samo zwraca uwagę dr n. ekon. Małgorzata Gałązka-Sobotka, dyrektor Instytutu Zarządzania w Ochronie Zdrowia Uczelni Łazarskiego w Warszawie, zasiadająca w Koalicji Diagnostyczno-Klinicznej. - Wprowadzamy do refundacji nowe leki i to bardzo dobra wiadomość, ale w praktyce z dostępem do nich bywają problemy. Zapewniając nowoczesne terapie nie zapewniamy warunków do optymalnego diagnozowania, zgodnego ze standardami – wyjaśnia ekspertka. Wspomina m.in. o raku szyjki macicy, płuca, jajnika oraz endometrium. – Lekarze alarmują, że największym wyzwaniem jest dostępność i warunki finansowania przede wszystkim badań molekularnych. Mamy refundowane terapie o udowodnionej skuteczności, ale nie jesteśmy w stanie osiągnąć optymalnych wyników leczenia, bo do stosowania tych leków potrzebna jest nowoczesna diagnostyka – wyjaśnia. I zaznacza, że sukcesy w refundacji muszą iść w parze z korzystaniem z tych leków i co najważniejsze - spektakularną poprawą wyników pacjentów. - A to nie będzie możliwe bez jednoczesnego dostępu do nowoczesnych metod diagnostycznych - zaznacza dr Małgorzata Gałązka-Sobotka.
W koordynacji opieki nad pacjentkami z rakiem jajnika z naszej perspektywy problemem jest samo wejście do leczenia – mówi dr n. o zdrowiu Eliza Działach, prezes Zarządu ON-KO Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Koordynatorów Opieki Onkologicznej.
- U większości kobiet informacja o nowotworze pojawia się wtedy, gdy są już objawy – np. chora trafia na SOR z wodobrzuszem, a tam w ramach diagnostyki obrazowej stwierdzone zostają zmiany. By zlecić pobranie wycinków i postawić rozpoznanie, a potem uruchomić leczenie, musimy taką pacjentkę umówić z ginekologiem onkologicznym, a, niestety, mierzymy się z deficytem kadrowym i często trudno nam taką wizytę szybko umówić – wyjaśnia. I dodaje, że o ile potem leczenie prowadzone jest dość szybko i sprawnie, to na początku w systemie jest wąskie gardło.
Jeśli chodzi o zadania koderów, to program B.50 jest realizowany i rozliczany analogicznie do innych onkologicznych.
- Trzeba jednak podkreślić aktualne bariery, który napotykamy przy jego realizacji – mówi dr n. o zdrowiu Michał Chrobot, kierownik Działu Kontraktowania, Rozliczeń i Statystyki Medycznej w Świętokrzyskim Centrum Onkologii oraz prezes Polskiego Towarzystwa Koderów Medycznych.
I wymienia:
1) problemem ogólnosystemowym w Polsce jest brak jednoznacznych rekomendacji klinicznych, z których wynikałoby, że każda pacjentka z nowotworem piersi lub jajnika powinna mieć wykonane badanie genetyczne BRCA1/2 na etapie diagnostyki, przed pierwszą terapią. Przez to droga pacjenta do rozpoczęcia leczenia w programie B.50 wydłuża się o czas konieczny do wykonania badania przez ośrodek planujący terapię lub poradnie genetyczne (do których notowane są bardzo długie terminy oczekiwania);
2) problemem jest brak możliwości rozliczenia badania genetycznego, jakim jest potwierdzony niedobór homologicznej rekombinacji (HRD). Badanie to znajduje się w kryteriach włączenia do leczenia olaparybem lub niraparybem. Niestety, do chwili obecnej nie jest finansowane przez NFZ (mimo pozytywnej rekomendacji AOTMiT w tym zakresie);
3) program B.50 wymaga wprowadzania danych do SMPT. Dlatego też wprowadzone nowe wskazanie dla olaparybu będzie wiązało się z oczekiwaniem na techniczne dostosowanie aplikacji do zmienionego opisu programu. Brak możliwości bieżącego zaraportowania pacjentek z tym wskazaniem nie może być jednak podstawą do odmowy rozpoczęcia leczenia.
4) tak jak w większości programów onkologicznych, tak w B.50 mamy do czynienia z systematycznym przekraczaniem wartości umów na programy lekowe (generowaniem nadwykonań), co wiąże się ze zbyt niską pierwotną wartością kontraktów, jak również faktem, że odziały wojewódzkie NFZ nie są zobowiązane do przeznaczenia dodatkowych środków finansowych na programy, do których wchodzą nowe leki, nowe linie lub nowe wskazania refundacyjne.
Polecamy także:
Leczenie czerniaka w Polsce. Co się zmieniło, co zapowiada MZ?
Leki: zestawienie, które programy lekowe kosztują NFZ najwięcej
Programy lekowe: co zmieniliby koderzy medyczni, którzy je rozliczają?
Leki: nowy skład Rady Przejrzystości i pierwsze posiedzenie
Programy lekowe: co się dzieje z pacjentami po delistacji terapii?
Środy z programami lekowymi: wiceminister Maciej Miłkowski
Redaktor naczelna, od ponad 20 lat pracuje w mediach. Była redaktor naczelna Polityki Zdrowotnej, redaktor m.in. w Rzeczpospolitej, Dzienniku Gazecie Prawnej. Laureatka branżowych nagród dla dziennikarzy i mediów medycznych oraz Polskiej Izby Ubezpieczeń. Kontakt: aleksandra.kurowska@cowzdrowiu.pl