Autor : Anna Jackowska
2022-03-10 10:19
Znaczącą większość uchodźców w Polsce stanowią kobiety z dziećmi - będziemy musieli sobie z tą falą poradzić w różnych obszarach, w tym w obszarze opieki zdrowotnej. Jakie implikacje dla systemu ochrony zdrowia wywoła wojna tuż za naszą granicą? Czy wielu uchodźców-pacjentów zostanie w Polsce już na stałe? Czy do Polski przyjadą lekarze z Europy i USA, by nas wesprzeć? O tym dyskutowali eksperci podczas konferencji Fundacji Watch Health Care "Kobieta w kolejce".
Wiceminister zdrowia Maciej Miłkowski przyznaje, że ochronę zdrowia czeka teraz kolejne wyzwanie. Większość uchodźców stanowią kobiety - dużo się udało już zrobić w zakresie terapii dla kobiet w Polsce w zeszłym roku, w tym roku wiceminister planuje między innymi zrealizowanie zapowiedzi dotyczących leczenia endometriozy. W kontekście prawdopodobnej fali nowej pacjentek i tego, jak długo już dziś pacjentki stoją w kolejkach do lekarzy, uczciwe mówi, że ma nadzieję, że nie będzie gorzej i nad tym chce pracować.
Prof. Mariusz Bidziński, konsultant krajowy w dziedzinie ginekologii onkologicznej podkreśla, że system musi być wsparty już dziś. - Pamiętajmy, że toczy się wojna, my też (personel medyczny i niemedyczny - przyp. red.) jesteśmy w to zaangażowani. My nie mamy spokojnego nieba nad Polską, cały czas jesteśmy w tej chwili praktycznie krajem frontowym. Oprócz punktów recepcyjnych muszą być też punkty selekcji chorych, tak jak się to na froncie odbywa - twierdzi. Podkreśla, że są ewakuowane całe szpitale, a pociągi z pacjentami powinny jechać nie tylko do Polski, ale i dalej, mieć ustalone docelowe miejsce pomocy.
Przyznaje, że działania oddolne są potrzebne, ale to nie może być główny nurt działania. Potrzebne są działania systemowe. - Z dużym prawdopodobieństwem należy przyjąć, że ten system rezerw, który jest na wyczerpaniu, będzie niemożliwy do poprawienia w krótkim czasie. Liczba osób mniej lub bardziej schorowanych, ale jednak potrzebujących opieki lekarskiej, jest wśród uchodźców znacząca.
Bardzo ważna jest kwestia nie dzielenia społeczeństwa ukraińskiego i polskiego na dwie różne kategorie. Przyjęliśmy takie założenia w Narodowym Instytucie Onkologii, że sloty są takie same dla wszystkich - zapewnia.
- Co będzie za rok? Nie chciałbym, żeby było gorzej. Ale spodziewam się, że może być nie najlepiej - twierdzi profesor i dodaje, że ma nadzieję, że środki finansowe będą do Polski spływały szybko, bo bez tego NFZ sobie nie poradzi.
Dorota Korycińska, szefowa Ogólnopolskiej Federacji Onkologicznej oraz Stowarzyszenia Neurofibromatozy Polska przypomina, że były wiceminister zdrowia Sławomir Gadomski powiedział kiedyś, że epidemia poturbowała onkologię. - A my mamy ogromny dług zdrowotny. Z powodu epidemii do szpitali trafia bardzo dużo pacjentów w zaawansowanych stanach nowotworów. I teraz na to wszystko nałożyła nam się wojna i uchodźcy, o których tak naprawdę niewiele wiemy. Każda chora osoba z Ukrainy przynosi ze sobą kolejny zestaw pytań: czy panią z rakiem można leczyć, gdzie leczyć, na jakich zasadach, czy jest jakiś program lekowy - wylicza ekspertka.
Wskazuje też na problem logistyczny. - Jak tych chorych przewieźć z granicy? Oni jakoś docierają po przez te 30-40 godzin do granicy, ale my nie mamy na przykład transportu sanitarnego. Polacy przewożą ich prywatnymi samochodami - tłumaczy.
- Czy nasz system sobie z tym poradzi? Ja uważam, że nie. Nie jestem tu dobrej myśli. Przede wszystkim potrzebna byłaby bardzo, ale to bardzo, precyzyjna informacja, której nie mamy nawet w stosunku do polskich pacjentek. Jeżeli nie wypracujemy informacji, nie wypracujemy ścieżek. Nie poradziliśmy sobie z onkologią w epidemii. Jeżeli nadal będzie taki marazm systemowy, jeśli chodzi o szukanie rozwiązań w sytuacjach kryzysowych, to będzie tylko i wyłącznie gorzej. Żeby się za rok nie okazało, że kiedyś to było całkiem nieźle - przestrzega.
Niepokoją ją też kwestie finansowe. - Jak będą finansowani pacjenci z Ukrainy? Z NFZ. Skąd NFZ będzie miał pieniądze? Z budżetu państwa. Super, ale jak pojemny jest nasz budżet? Czy nie powinniśmy dostać dofinansowania z UE?
Prof. Anita Chudecka-Głaz, konsultant wojewódzki w dziedzinie ginekologii onkologicznej podkreśla, że nie jest powiedziane, że wszyscy uchodźcy wrócą do Ukrainy. - Duża część tutaj zostanie. W zakresie ginekologii onkologicznej już widzimy pewien ruch. Pacjentki ze szpitali onkologicznych zaczynają same przyjeżdżać do naszych szpitali, czasem są transportowane. W szpitalach z okolic Lublina początkowo zakładano, że dadzą sobie rade sami. Tymczasem już nie są w stanie i proszą o pomoc ośrodki w innych miejscach w Polsce. Po jednym tygodniu wojny było 9 takich pacjentek, którym tamtejsze szpitale już nie mogły pomóc, jeśli chodzi o leczenie operacyjne. Myślę, że fala będzie narastająca - twierdzi ekspertka.
Zwraca także uwagę, że pojawia się tez następny problem. - Gdzieś po operacji ta pacjentka musi odbyć rekonwalescencje, musi mieć mieszkanie. Po operacji często będzie wymagała leczenia uzupełniającego.
Aldona Zawada, pacjentka po usunięciu macicy, dziś zmagająca się z niepokojącymi objawami ze strony piersi, opiekuje się wraz z przyjaciółmi czterema rodzinami z Ukrainy. - Już w zeszłym tygodniu panie musiały odbyć wizyty u lekarzy. Obecny gąszcz informacji jest dla mnie nie do przesiania. Pierwsza informacja, która do mnie dotarła była taka, że Luxmed oferuje infolinię dla uchodźców, i że na ten moment wszystko, z czym się zgłoszą, jest darmowe. Zadzwoniliśmy, umówiliśmy te matki i dzieci. To był szereg lekarskich potrzeb: endokrynologicznych, alergicznych, braki leków - opowiada Zawada. Przyznaje, że to na razie działa. - Panie poumawiały się, były, mają leki, mają wypisane skierowania na badania, wiemy kiedy będzie kontrola.
Ale nie wiemy, jak długo taka darmowa pomoc będzie trwała. Zaczynamy się już rozglądać za tym, żeby powoli wprowadzać te panie do publicznego systemu ochrony zdrowia - przyznaje.
Prof. Ewa Kalinka, Kierownik Kliniki Onkologii w Instytucie Centrum Zdrowia Matki Polki podkreśla, że polski system ochrony zdrowia ma po prostu krótką kołdrę i ona będzie jeszcze krótsza, jeśli dołożymy do systemu kilka milionów pacjentów. - Jeśli chodzi o pomoc, to nie ograniczałabym się tylko do Unii, to jest konflikt ogólnoświatowy. Każdy pomysł jest dobry, byle tylko uzyskać te pieniądze. Jeżeli tak się nie stanie, zapłaci polski pacjent - ostrzega.
Według niej „możemy postawić dowolną liczbę szpitali i to nie pomoże, jeśli lekarzy nie będzie więcej. Medycy już pracują na kilku etatach i dołożenie im nadgodzin po prostu nie jest możliwe”. - Dobrze byłoby wydawać czasowe prawa wykonywania zawodu dla lekarzy z Ukrainy, chociażby do obsługi ukraińskich pacjentów, bo to nie chodzi tylko o stronę medyczną, ale i lingwistyczną. Wiąże się to także z przetłumaczeniem dokumentów w systemie P1 na ukraiński - wskazuje ekspertka.
- Jeżeli ta wojna potrwa dłużej, to będzie miała zdecydowanie wpływ na wyniki Kobiecego Barometru WHC za rok [o wynikach pisaliśmy tutaj] - przewiduje były wiceminister zdrowia, Krzysztof Łanda. - Jeżeli już mamy opiekę publiczną, która jest niewydolna, która była niewydolna przed epidemią, która będzie jeszcze bardziej niewydolna w czasie wojny… powiem tak: jak serce jest niewydolne i dołoży mu się obciążenia, to dochodzi do zawału - przestrzega. Dodaje, że ministerstwo zdrowia powinno ściśle pracować z ministerstwem spraw zagranicznych, by bardzo intensywnie komunikować z Europą Zachodnią. - Trzeba nie tylko przysłać do nas lekarzy z zachodu, ale i na zachód wysyłać od nas część pacjentów-uchodźców.
Polecamy także:
Pomoc pacjentom onkologicznym z Ukrainy: polskie NGO prężnie działają
Spotkanie europejskich ministrów zdrowia ws. pomocy medycznej
MZ o zasadach zatrudniania personelu medycznego z Ukrainy w Polsce