Autor : Agata Szczepańska
2023-07-21 10:36
Okres świąteczno-noworoczny oraz wakacje letnie – to wtedy do szpitali w całej Polsce trafia najwięcej niesamodzielnych seniorów, porzuconych przez rodzinę. Sprawa wymaga pilnego uregulowania ustawowego - pisze prawniczka Sara Jakończuk, doradca z Kancelarii Doradczej Rafał Piotr Janiszewski.
Pracownicy socjalni zatrudnieni w jednym z dużych szpitali na południu Polski poprosili mnie o spotkanie. Nie jest to nic nadzwyczajnego. Jako doradca w Kancelarii Rafał Piotr Janiszewski bardzo często spotykam się z klientami w całym kraju i służę radą w kwestiach prawnych. To spotkanie było jednak wyjątkowe z dwóch względów. Po pierwsze mamy tu do czynienia z materią, wobec której dyrektorzy szpitali pozostają niemal zawsze całkowicie bezradni i dlatego bezdyskusyjnie wymaga ona regulacji prawnej. Po drugie, pomimo że rzeczywistość szpitalnych korytarzy nie jest dla mnie niczym nowym, gdyż choroby, cierpienie oraz śmierć są stałym elementem moich rozmów z pracownikami ochrony zdrowia, to relacje dotyczące porzucania bliskich, niesamodzielnych, starszych ludzi głęboko mną wstrząsnęły.
300 centrów zdrowia 75+ z opieką geriatryczną. Sejm przyjął ustawę
- Każdego miesiąca przybywa nam około pięciu nowych pacjentów, staruszków, których porzucają bliscy. Rodzina wyjeżdża na wakacje, a niesamodzielnych i wymagających stałej opieki mamę, tatę czy dziadków, zostawiają na progu szpitala - usłyszałam. Pojawiają się przed drzwiami szpitala lub siedzą zdezorientowani w izbie przyjęć. Najczęściej mają przy sobie walizkę oraz karteczkę z imieniem i nazwiskiem. Bardzo często są to osoby z demencją, czasem w ogóle nieświadome tego, co się z nimi i wokół nich dzieje. W tej sytuacji to chyba dla nich lepiej, bo nie przeżywają faktu, że zostali porzuceni przez najbliższych, którzy traktują ich jak problem i przeszkodę w realizacji własnych celów. Aktualnie: beztroskich wakacji pod palmami. Są jednak również pacjenci świadomi. Ci - jak usłyszałam od pracowników socjalnych szpitali - zamykają się w sobie, patrzą w ścianę na szpitalnej sali, często płaczą. Czasem opowiadają lekarzom i pielęgniarkom w jaki sposób córka czy syn „wcisnęli” ich tutaj, do szpitala. Otóż byli oni w domu karmieni przeterminowanymi produktami, które wywoływały u nich problemy jelitowe. U starszej osoby już po upływie pierwszej doby biegunka powoduje odwodnienie, a więc pojawia się wskazanie do hospitalizacji. - Nie chcieli mnie zabrać ze sobą na wczasy i w ten sposób się mnie pozbyli - rozpaczają ofiary znieczulicy ludzkiej.
Świadczenie wspierające 2024: Dla kogo, jak uzyskać, jaka kwota
Historie porzuconych osób są dramatyczne. Gdy starszego pana, u którego ustały powody do hospitalizacji, odwieziono karetką do mieszkania okazało się… że w międzyczasie wnuk wymienił zamki w drzwiach. - Słyszeliśmy, że był w środku, dzwoniliśmy, pukaliśmy, krzyczeliśmy, ale nikt nam nie otworzył. Rodzina nie chciała przyjąć go z powrotem do domu. Wrócił z nami do szpitala. Płakał, my też mieliśmy łzy w oczach - mimo że od tej sytuacji minął już jakiś czas, to pracownicy socjalni relacjonując mi ją, wciąż mieli szkliste oczy.
W kategoriach moralnych porzucenie ojca czy matki jest nie do obrony. Mnie poproszono o konsultację prawną. Jestem pewna, że każdy dyrektor, w którego w szpitalu porzucono starszą osobę, podpisze się pod stwierdzeniem, że sprawa jest arcytrudna. Porzucony senior trafia zazwyczaj na oddział chorób wewnętrznych. Jest odwodniony, osłabiony, a więc podłączona zostaje kroplówka. Przez kilka dni stan pacjenta udaje się ustabilizować, więc powinien zostać wypisany do domu. Świadczeń zdrowotnych nie wykonuje się już żadnych, a więc taki pacjent - mówiąc brutalnie - jedynie zajmuje miejsce na oddziale. Co więcej: Narodowy Fundusz Zdrowia opłaca pobyt związany z hospitalizacją, jednak nie refunduje pobytów „hotelowych”. Kiedy ustaje medyczny powód, by starsza osoba, którą porzuciła rodzina, przebywała w szpitalu, za każdy kolejny dzień jej pobytu płaci szpital.
Co powinien zrobić dyrektor placówki? Pewne jest jedno: niedopuszczalnym jest wypisanie nieporadnego życiowo pacjenta „na ulicę”. Człowiek, który potrzebuje opieki przy czynnościach życiowych - począwszy od umycia się, poprzez toaletę, ubranie, jedzenie - musi prosto ze szpitala trafić do takiego miejsca, gdzie będzie mu zapewniona opieka. Rozpoczyna się droga przez mękę. Pracownicy socjalni usiłują skontaktować się z rodziną, która porzuciła ojca czy matkę. W 90 proc. przypadków bezskutecznie. Rodzina nie odbiera telefonów, nie przyjmuje korespondencji.
Dostępność świadczeń zdrowotnych - bolączką seniorów
Zdesperowani pracownicy szpitali nie raz posługują się perswazją, wprost nazywając rzeczy po imieniu. Straszą, że za każdy nieuzasadniony medycznie dzień pobytu ojca/matki czy dziadka porzucający zostaną jako najbliżsi krewni obciążeni kosztami. I mają rację. Zgodnie z prawem rodzina może zostać w takiej sytuacji obciążona kosztami. Jakimi? Dyrektor podmiotu leczniczego w regulaminie wewnętrznym ustala koszt pobytu „hotelowego” w szpitalu. Najczęściej jest to kilkaset złotych. Kwoty zależą od oddziału: na udarowym koszty sięgają tysiąca złotych za każdy dzień pobytu bez uwzględniania kosztu świadczeń medycznych.
Sytuacja jest patowa. Rodzina nie chce odebrać pacjenta, który nie kwalifikuje się już do hospitalizacji, NFZ nie chce za niego płacić, a szpital pełni rolę hotelu, do której nie jest powołany. Tymczasem niechciani przez rodzinę seniorzy wciąż przebywają w szpitalu, który staje się ich „przechowalnią”. Bywa, że taki pacjent - de facto nie będący pacjentem - przebywa w szpitalu nawet pół roku.
Gdzie powinien się znaleźć? W Zakładzie Opiekuńczo – Leczniczym lub Domu Pomocy Społecznej. Umieszczenie osoby w takiej placówce bynajmniej nie jest rzeczą prostą. Pisma są zbywane lub terminy załatwienia sprawy wydłużane o kolejne miesiące. DPS-y i ZOL-e mnożą problemy, żądając nawet kilkudziesięciu dokumentów, które miałyby potwierdzić, że dana osoba faktycznie kwalifikuje się do umieszczenia w placówce, pomimo postanowienia sądu.
Z czego to wynika? Przede wszystkim z braku miejsc w Domach Pomocy Społecznej i Zakładach Opiekuńczo-Leczniczych. Wielomiesięczne kolejki są tam normą. Osobiście spotkałam się z regulaminem placówki, w którym napisano wprost: „o kolejności przyjęć decyduje selekcja naturalna”. Czyli ujmując sprawę dosadnie: dopiero kiedy któryś z pensjonariuszy umrze, zrobi się miejsce, by przyjąć kolejną osobę.
Leki: które są nieodpowiednie dla seniorów? Nowe Kryteria Beers'a
Oddzielnym tematem jest, fakt, że pobyt w takim miejscu nie jest bezpłatny. Koszty kształtują się na poziomie ok. 5 tys. zł miesięcznie. W zdecydowanej większości przypadków emerytura lub renta pensjonariusza nie wystarcza na pokrycie takiego zobowiązania, więc gmina, która zarządza placówką, rozpoczyna postępowanie alimentacyjne wobec współmałżonków, dzieci, wnuków. Na tym jednak etapie jest to już - mówiąc brutalnie - problem gminy.
My zaś wróćmy do szpitala. Bezdyskusyjnie do momentu, kiedy dla porzuconej przez rodzinę osoby znajdzie się miejsce w DPS-ie czy ZOL-u, musi ona pozostawać w szpitalu. Nie może zostać wypisana „na ulicę”. Szpital ma zaś pełne prawo dochodzić zapłaty kosztu pobytu od rodziny. W przypadku, gdy ustalono osobę bliską, wzywa się ją do pokrycia kosztów pobytu, dołączając do tego fakturę. Jeśli pomimo tego, rodzina odmawia zapłaty lub próby doręczenia pism są nieskuteczne, należy podjąć kolejny krok, jakim jest wejście na drogę sądową. Jednak, w przypadku tak złożonych spraw, gdzie poruszane są kwestie alimentacji w stosunku do rodziców proces jest niezwykle czasochłonny i skomplikowany. Realia są takie, że trudno jest „ściągnąć” przed sąd rodzinę, ustalić osoby, na których ciąży obowiązek alimentacyjny, a jeśli już do tego dojdzie, bardzo często przekonuje ona, że ojciec czy matka przejawiali skłonności patologiczne, stosowali przemoc lub dopuszczali się innych czynów, w związku czym nie czują się oni w obowiązku sprawować nad taką osobą opieki.
Darmowe leki dla dzieci i osób 65+. Sejm przyjął ustawę
W zdecydowanej większości przypadków szpital nie odzyskuje zatem pieniędzy. Co na to prawo? W nowelizowanej aktualnie ustawie o prawach pacjenta, według projektu, ma się znaleźć zapis: „Wypisanie, dotyczące pacjenta, wobec którego jest uprawdopodobnione, że znajduje się w stanie wyłączającym świadome albo swobodne powzięcie decyzji i wyrażenie woli, następuje po uprzednim powiadomieniu osoby bliskiej w rozumieniu art. 3 ust. 1 pkt 2 ustawy z dnia 6 listopada 2008 r. o prawach pacjenta i Rzeczniku Praw Pacjenta o dacie i godzinie planowanego wypisu, jeżeli osoba bliska jest znana”. Jest to jednak zapis enigmatyczny i dlatego nie spodziewam się, by stał się dla dyrektorów szpitali przydatnym narzędziem.
Widzę inne wyjście z tej sytuacji. Istnieje potrzeba doprecyzowania art. 210 Ustawy z dnia 6 czerwca 1997 r. Kodeks karny, o którym cała Polska usłyszała wiosną tego roku, gdy małżeństwo z warszawskiego Mokotowa zniknęło, pozostawiając bez opieki dwóch synów. Artykuł ten penalizuje porzucenie osoby nieporadnej. Zgodnie z par. 1. „Kto wbrew obowiązkowi troszczenia się o małoletniego poniżej lat 15 albo o osobę nieporadną ze względu na jej stan psychiczny lub fizyczny osobę tę porzuca, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3”.
Jeśli chodzi o dzieci sytuacja jest prosta: opiekę winni sprawować rodzice tudzież ustawowi opiekunowie. A jeśli chodzi o osobę starszą? Czy obowiązek ten spoczywa na współmałżonku? Dziecku? Wnuku? Zamieszkującej z starszą osobą siostrzenicy? Bratanku, który jest przez tę osobę utrzymywany? Należy określić konkretnego gwaranta, który zobowiązany przepisami szczególnymi, ma sprawować opiekę nad osobą starszą i w przypadku opisanych wyżej porzuceń w szpitalach, należy go pociągnąć do odpowiedzialności karnej.
Być może konkretny przepis, który penalizuje takie zachowanie, spowodowałby, że osoby porzucające niedołężnych krewnych znalazłyby inne, lepsze rozwiązanie na „wakacyjną beztroskę”.
Centra zdrowia psychicznego: ponad połowa Polaków w zasięgu pilotażu
Nie mam najmniejszych wątpliwości, że zapewnienie rodzicowi opieki powinno wypływać z potrzeby, miłości czy też być przejawem poczucia obowiązku. Jeśli jednak tak nie jest i kwestie moralne nie są wystarczającym nakazem, niech będą nim przepisy prawa.
Na poziomie systemowym uwagi oraz nakładów wymaga również z pewnością kwestia permanentnego braku wolnych miejsc w DPS-ach oraz ZOL-ach, jak również wypracowanie prostej ścieżki przekazywania osób kończących hospitalizacje do takich placówek.
Rząd wydaje się dostrzegać ten problem. Odpowiedzią mają być centra opiekuńczo-mieszkalne, na których zorganizowanie do 2024 roku przeznaczone jest ok. 300 mln zł. Problem w tym, że gminy nie garną się do tworzenia takich miejsc, a wnioski, które do tej pory złożono, zakładają stworzenie np. dziesięciu miejsc. To kropla w morzu potrzeb, biorąc pod uwagę fakt, że opieki potrzebują nie tylko seniorzy, którym poświęcam ten tekst, ale również m.in osoby niepełnosprawne.
W szpitalu na południu Polski przebywa aktualnie kilkadziesiąt porzuconych starszych osób. Ich pobyt generuje koszt wysokości kilkudziesięciu tysięcy złotych miesięcznie. Dyrektor szpitala czuje się bezradny, a zatrudnieni przez niego pracownicy socjalni mówią, że obserwowanie nieszczęścia porzuconych staruszków to jedna z najtrudniejszych rzeczy, z jaką przychodzi im się mierzyć w codziennej pracy.
Zastępczyni redaktor naczelnej; specjalizuje się w tematach związanych z prawem medycznym i procesem legislacyjnym, szczególnie zainteresowana psychiatrią. Wcześniej dziennikarka i redaktorka w Dzienniku Gazecie Prawnej oraz Polskiej Agencji Prasowej. Kontakt: agata.szczepanska@cowzdrowiu.pl