Autor : Marta Markiewicz
2023-04-25 12:06
Rosnąca liczba osób uchylających się przed obowiązkiem szczepień to - zdaniem ekspertów - sygnał ostrzegawczy i moment, by bić na alarm. W Europejskim Tygodniu Szczepień rozmawiamy z prof. Agnieszką Szuster-Ciesielską, biolożką z Katedry Wirusologii i Immunologii Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie.
Prof. Agnieszka Szuster-Ciesielska: To dramatyczne dane. Szczególnie, że mowa tutaj o liczbie osób liczonych według numeru PESEL. Oznacza to, że u każdego z nich mogło dojść do odmowy kilkukrotnej i wówczas skala tego zjawiska w odniesieniu do różnych chorób może być dużo większa. Faktem jest również to, że duży wpływ na tę sytuację miała pandemia. Z jednej strony mieliśmy bowiem przez pewien czas istotne problemy z dostępnością do podstawowej opieki zdrowotnej, z drugiej strony pandemia bardzo silnie wpłynęła na postawy samego społeczeństwa wobec szczepień.
Pandemia przede wszystkim bardzo silnie wpłynęła na polaryzację społeczną. Z jednej strony mamy grupę osób świadomych, uznających dokonania naukowe i mających świadomość zasadności szczepień ochronnych. Z drugiej jednak strony pojawiły się silne głosy sprzeciwu wobec szczepionek przeciwko COVID-19, co pociągnęło za sobą niechęć również do szczepień obowiązkowych. Na to wszystko nałożył się kryzys autorytetów i spadek zaufania do medyków oraz naukowców. W efekcie zaufanie ogólnie do szczepień deklaruje jedynie 50 proc. Polaków.
Tak, ale pandemia ewidentnie zaktywizowała i dodała odwagi środowisku antyszczepionkowców. To, na co zwracam uwagę, to również brak jednoznacznego potępienia i konkretnych działań wobec osób kwestionujących szczepienia. W krajach azjatyckich tego typu ruchy społeczne podważające szczepienia tłumione są praktycznie w zarodku. Niestety, to dość odosobnione zachowanie, a na całym świecie widzimy ogólną tendencję związaną z tym, że treści antyszczepionkowe coraz głośnie wybrzmiewają w debacie publicznej. To bardzo niekorzystne i groźne zjawisko.
Z jednej strony społeczeństwo nie zna chorób, które udało się częściowo ograniczyć dzięki szczepieniom ochronnym. Ludzie zapomnieli, że choroby te dzięki szczepieniom zostały opanowane, chociaż nie wyeliminowane całkowicie. Jedynym patogenem, który został eradykowany jest wirus ospy prawdziwej. Nie byłoby to jednak możliwe bez dość radykalnych decyzji, w tym m.in. kar finansowych czy nawet więzienia za odmowę szczepienia (np. w USA). Niestety, nie pamiętamy już o tych groźnych chorobach, a zaufanie do szczepień w Polsce deklaruje zaledwie 50 proc. społeczeństwa. Na to wszystko nakładają się braki w edukacji, brak umiejętności weryfikowania informacji czy posiłkowanie się pseudonaukowymi doniesieniami, np. wiążącymi szczepienia z autyzmem, które dawno zostały zdementowane. Tymczasem na strachu, obawach i niewiedzy związanej ze szczepieniami korzystają osoby, które działają wbrew wiedzy medycznej. Często zbijają kapitał finansowy i polityczny na przekazywaniu nierzetelnych informacji, czy wręcz dezinformując opinię publiczną. To wszystko sprowadza się do szeroko zakrojonej infodemii, która w czasie pandemii COVID-19 przybrała na sile. Braki w edukacji połączone z pseudonaukowymi wywodami sprawiają, że społeczeństwo zaczyna się obawiać, czuje strach i w efekcie jest zdecydowanie łatwiej podatne na manipulację.
Rzeczywiście, w przestrzeni publicznej pojawili się politycy, którzy „puszczali oko” do antyszczepionkowców. Wszystko w imię równości w głoszeniu poglądów. To, co mnie najbardziej niepokoi to fakt, że w działaniach podważających wiedzę medyczną uczestniczą również lekarze, którzy wykorzystują sytuację i grają na najniższych instynktach. W tym kontekście za właściwy krok uważam postępowania, jakie są prowadzone wobec nich przez okręgowych rzeczników odpowiedzialności zawodowej.