Autor : Agata Szczepańska
2023-07-13 21:55
- Jeśli nie macie odwagi podnieść ręki za obywatelskim projektem, to wprowadźcie nam tachografy. Po miesiącu zamkniemy publiczne szpitale – mówiła Krystyna Ptok, przewodnicząca OZZPiP, zachęcając posłów do poparcia rozwiązań, które powiązać mają wynagrodzenia z posiadanymi kwalifikacjami.
Obywatelski projekt ustawy o zmianie ustawy o sposobie ustalania najniższego wynagrodzenia zasadniczego niektórych pracowników zatrudnionych w podmiotach leczniczych po pierwszym czytaniu w Sejmie został skierowany do dalszych prac w komisji zdrowia. Zgłoszono także wniosek o skierowanie go do komisji finansów publicznych - zostanie poddany pod głosowanie na kolejnym posiedzeniu Sejmu (zaplanowanym na 28 lipca; będzie ono ostatnim w obecnej kadencji).
Projekt został przygotowany z inicjatywy Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych.
Co znamienne, rozpoczęcie prac nad projektem wyznaczono na sam koniec przedostatniego w tej kadencji posiedzenia Sejmu, co świadczy o tym, że obóz rządzący nie ma determinacji, by je rychło zakończyć (a dowodem na to, że jest to możliwe, jest choćby projekt rozszerzający uprawnienie do bezpłatnych leków, który w poniedziałek 10 lipca został przejęty przez rząd, a w czwartek 13 lipca – uchwalony przez Sejm). Co prawda projekty obywatelskie nie podlegają dyskontynuacji, nie trzeba więc powtórnie zbierać pod nim podpisów, ale w nowej kadencji prace rozpocząć trzeba od nowa.
Tomasz Latos (PiS), przewodniczący komisji zdrowia, podkreślał jednak podczas debaty, że podjęcie prac w tej kadencji jest dowodem na to, że rządzący poważnie podchodzą do tych kwestii i chcą na ten temat rozmawiać. Projekt bowiem wpłynął do Sejmu w połowie czerwca, a projekty obywatelskie muszą być poddane pierwszemu czytaniu w ciągu trzech miesięcy. Można więc było go przetrzymać, ale zdecydowano się podjąć nad nim prace.
Co dalej z projektem pielęgniarek ws. płac? Resort jest sceptyczny
Zasadniczym celem zmian zawartych w projekcie, który pielęgniarki i położne złożyły w Sejmie w czasie majowego protestu, jest powiązanie wynagrodzeń pracowników objętych ustawą z faktycznie posiadanymi kwalifikacjami (a nie wymaganymi) - jako podstawą ustalenia współczynników pracy. Współczynniki te służą do ustalania minimalnych stawek, które wylicza się, mnożąc przez nie kwotę bazową, równą średniej krajowej. Zaszeregowanie poszczególnych grup pracowników uzależnione jest od ich kwalifikacji. W ustawie mowa jest jednak o „kwalifikacjach wymaganych na danym stanowisku pracy”. To, zdaniem pielęgniarek, daje pole do nadużyć. Dyrektorzy szpitali mogą bowiem uznać, że na danym stanowisku nie potrzebują magistra pielęgniarstwa ze specjalizacją, a pielęgniarkę po licencjacie. W efekcie osoba z wyższymi kwalifikacjami jest wynagradzana tak samo jak osoby z niższymi kwalifikacjami. W przypadku pielęgniarek jest to szczególnie odczuwalne, gdyż system ich kształcenia dość znacząco się zmienił na przestrzeni ostatnich lat. Na rynku pracy są wciąż pielęgniarki i położne po liceach medycznych (co nie wyklucza zrobienia specjalizacji), choć obecnie kształcenie w tym zawodzie odbywa się na dwustopniowych studiach.
Na czym polega płacowy problem? Pielęgniarki pokazują przykład
Przedstawiając założenia projektu, Krystyna Ptok, będąca przewodniczącą Komitetu Inicjatywy Ustawodawczej, zwracała uwagę, że pielęgniarki ze średnią wieku 54 lata są najstarszą grupą zawodową wśród zawodów medycznych. W 2030 r., czyli za niespełna siedem lat aż 65 proc. pielęgniarek i 60 proc. położnych osiągnie wiek emerytalny. Już dziś jedna piata pielęgniarek pracuje, będąc w wieku emerytalnym. - Co by było, gdyby te osoby nagle zdecydowały, że będą korzystały ze swoich uprawnień? (…) Bardzo brakuje nam młodych osób w naszym zawodzie. Otwieramy nowe szkoły, kształcimy młode pielęgniarki, pielęgniarzy, położne, ale tylko 60 proc. absolwentów podejmuje pracę w ochronie zdrowia. Jeszcze mniejsza ich liczba pracuje w publicznych podmiotach, a jeszcze najmniejsza chce pracować w oddziałach szpitalnych. Reszta trafia do prywatnej opieki zdrowotnej, emigruje, czy ucieka do innych, bardziej perspektywicznych zawodów i działa np. w kosmetologii. Bo pielęgniarstwo to niezwykle trudna praca, satysfakcjonująca, lecz trudna i odpowiedzialna. Na 12-godzinnym dyżurze średnio pokonujemy ok. 20 km, a często zdarza się, że z jednego dyżuru idziemy na kolejne. Dźwigamy ciężary – pacjentów, sprzęt medyczny, a te fizyczne obciążenia to nie wszystko. Olbrzymia odpowiedzialność, presja czasu, wynikająca ze zbyt małej liczby personelu medycznego, narażenie na czynniki biologiczne i fizyczne w miejscu pracy, konieczność bycia nieustannie czujnym, powodują olbrzymie przeciążenia psychiczne i stres, nierzadko prowadzi do wypalenia zawodowego. Takie warunki pracy odbijają się na naszym zdrowiu. Przeciętna Polka żyje 82 lata, przeciętna pielęgniarka - to dane z ZUS - żyje 62 lata. Ta ciężka praca powoduje, że żyjemy często 20 lat krócej niż kobieta w Polsce – mówiła przewodnicząca OZZPiP.
- Proszę, nie mówcie, że chodzi nam tylko o pieniądze. Nam chodzi o jakość, o bezpieczeństwo i zadowolenie pacjentów. Jeśli jednak nie macie odwagi podnieść ręki za obywatelskim projektem, to wprowadźcie nam tachografy pracy. Po miesiącu zamkniemy publiczne szpitale. Liczę jednak, że poczucie odpowiedzialności przezwycięży politykę i wszyscy państwo zagłosujecie ze społecznym bezpieczeństwem i za pacjentami – dodała.
Sąd po stronie pielęgniarek. Jaka kwota zasądzona?
Opozycja w większości zadeklarowała poparcie dla projektu, podkreślając, że to wstyd dla rządu, iż pielęgniarki muszą zbierać podpisy pod takim projektem.
Sejmowa większość podeszła do niego z większą rezerwą. Występującą w imieniu klubu PiS Józefa Szczurek-Żelazko, była wiceminister zdrowia i z wykształcenia pielęgniarka, przypominała, że to obecny rząd uregulował płace w ochronie zdrowia i dopiero w ostatnich latach płace pielęgniarek i oraz innych pracowników medycznych zaczęły rosnąć. Przekonywała, że kwestie płacowe powinny być regulowane w dialogu ze wszystkimi zainteresowanymi stronami.
- Klub PiS jest zwolennikiem otwartego dialogu, gdzie wszyscy uczestnicy są gotowi do słuchania się wzajemnie, są otwarci na rzeczowe argumenty i wykazują zrozumienie możliwości, jakimi dysponujemy. Należy przypomnieć, że systemowe uregulowanie wynagrodzeń w ochronie zdrowia dotyczy wszystkich zawodów medycznych i niemedycznych oraz wszystkich podmiotów na terenie naszego kraju, dlatego uważamy, że w dialogu o wynagrodzeniach powinni uczestniczyć wszyscy pracownicy ochrony zdrowia. Klub PiS jest orędownikiem tego, aby wszystkie prace nad regulacjami dotyczącymi wynagrodzeń w ochronie zdrowia odbywały się w możliwie najszerszej formule dialogu trójstronnego – podkreśliła.
Również wiceminister zdrowia Piotr Bromber podkreślał znaczenie dialogu. - My o naszych rozwiązaniach, które dotyczą zawodów medycznych, rozmawiamy w szerszym gronie interesariuszy. Takim gronem jest zespół trójstronny i ta ustawa, która powstała w 2017 r., nie była pisana zza biurka - ona była dyskutowana ze stroną społeczną, przedstawicielami związków zawodowych, pracodawców i organizacji samorządowych. Tym się różnimy, że my faktycznie dochodzimy do porozumienia ze stroną społeczną i bardzo ważne jest, że cały czas, nie tylko temat wynagrodzeń, ale w ogóle kompetencji zawodów medycznych, a także inne ważne tematy dotyczące ochrony zdrowia są poruszane na forum zespołu trójstronnego. Bardzo dziękuję pani przewodniczącej za to, że nasze rozmowy na co dzień wyglądają jednak inaczej niż ta dzisiejsza debata - mówił.
Wiceminister przekonywał także, że poprzednie ekipy rządzące nie mogą konkurować z obecną pod względem dynamiki wprowadzania podwyżek w ochronie zdrowia. - Na podwyżki nie tylko dla pielęgniarek, ale również wszystkich innych zawodów medycznych przeznaczyliśmy 18,5 mld zł w ubiegłym roku, a w tym roku 10 mld zł - podkreślał.
Iwona Borchulska z OZZPiP, wiceprzewodnicząca Komitetu Inicjatywy Ustawodawczej, która zabrała głos na koniec debaty, nie do końca zgodziła się ze stanowiskiem wiceministra Brombera. - To nie jest prawda, że jest tak pięknie, jak to przedstawił pan minister. I pewnie dlatego nie chcecie rozmawiać ze środowiskiem pielęgniarek, nie przychodzicie na spotkania lokalne. Pan mówi o trójstronnym zespole, ale pod porozumieniem tam wypracowanym pan miał podpisy dwóch central związkowych, nie było podpisu centrali związkowej, gdzie należy największa liczba medyków, gdzie należy związek pielęgniarek i położnych. My się nigdy pod tym nie podpisaliśmy, pan minister nie słucha głosu pielęgniarek. (...) Ja kiedyś osobiście przedstawiałam panu efekty ustawy, mówiłam, że tylko 70 proc. placówek realizuje ustawę, pan wtedy powiedział, że trzeba się cieszyć, że w 70 proc. jest realizowana. Tylko teraz te 30 proc. mamy w sądach. Przecież to jest ukryte zadłużenie szpitali, to są pieniądze do oddania pielęgniarkom, jeszcze będą od tego odsetki. Kto pokryje te koszty? - pytała.
Polecamy także:
Kryzys kadrowy w szpitalach nie dotyczy tylko medyków (wywiad)
Zastępczyni redaktor naczelnej; specjalizuje się w tematach związanych z prawem medycznym i procesem legislacyjnym, szczególnie zainteresowana psychiatrią. Wcześniej dziennikarka i redaktorka w Dzienniku Gazecie Prawnej oraz Polskiej Agencji Prasowej. Kontakt: agata.szczepanska@cowzdrowiu.pl