Autor : Aleksandra Kurowska
2022-03-30 14:53
30 marca obchodzony jest Światowy Dzień Walki ze Szpiczakiem. W Polsce co roku odnotowuje się ok. 3 tys. nowych przypadków, a ich liczba rośnie. O tym, jak wygląda diagnozowanie choroby, leczenie oraz codziennie życie chorych mówi prof. dr hab. n. med. Artur Jurczyszyn, prezes Fundacji Centrum Leczenia Szpiczaka, Kierownik Ośrodka Leczenia Dyskrazji Plazmocytowych Katedry i Kliniki Hematologii UJ CM w Krakowie oraz Oddziału Klinicznego Hematologii Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie.
O tym, że szpiczak potrafi rozwijać się latami, nie dając jednoznacznych, niepokojących objawów, profesor opowiadał podczas spotkania zorganizowanego przez Dziennikarski Klub Promocji Zdrowia. Około 30 proc. pacjentów jest zupełnie bezobjawowych.
Co powinno wzbudzić zaniepokojenie i skłonić do diagnostyki pod kątem tego nowotworu krwi? Najbardziej charakterystycznym objawem szpiczaka plazmocytowego są bóle kostne – skarży się na nie 7 na 10 pacjentów. Osłabienie i niedokrwistość, nawracające infekcje czy bóle w lędźwiowo-krzyżowym odcinku kręgosłupa – często interpretowane przez chorych jako efekt zmęczenia, zapalenie korzonków czy przeciążenie kręgosłupa. Jak podkreśla prezes Fundacji Centrum Leczenia Szpiczaka, część pacjentów w związku z początkowym brakiem właściwej diagnozy trafia do reumatologów, internistów, ortopedów czy nawet okulistów. A przez to niestety wdrożenie właściwego leczenia przeciąga się, pogarszając rokowania.
Stąd hematolodzy radzą, by raz do roku robić badania krwi – OB i morfologię, a także badanie moczu – które pozwalają wychwycić różne nieprawidłowości, nie tylko szpiczaka.
Na szpiczaka plazmocytowego choruje obecnie w Polsce ok. 10 tys. osób. Gdy zestawimy tę informację z podawaną wyżej liczbą nowych przypadków, widać, że średnia przeżycia nie jest wysoka. Odpowiednie leczenie potrafi jednak dać pacjentom wiele dodatkowych lat życia. Profesor na spotkaniu podawał przykłady własnych pacjentów. Co ważne, akurat w hematoonkologii mamy szczególnie dużo nowych leków – tych zatwierdzonych i jeszcze badanych klinicznie. – Szpiczak to jedyna jednostka chorobowa, w której przez ostatnich 20 lat zarejestrowano 15 nowych leków i jedyna, dla której tak wiele leków zostało odkrytych – mówił profesor.
Stąd nadzieje, że choroby takie jak szpiczak staną się przewlekłymi, a wdrażane w czasie nawrotów choroby leczenie pozwoli na kolejne remisje. Jak na razie długośc przeżycia od diagnozy wydłużyła się trzykrotnie od minimum 4-5 lat do 15-20 lat. – Rok 2022 pokazał już znaczącą zmianę w postaci marcowej listy leków refundowanych. Tymczasem na horyzoncie są kolejne leki, na które czekamy – mówi prof. Jurczyszyn. Wśród terapii dających wielkie nadzieje na przyszłość wymienił m.in. CAR-T mające około 80 proc. skuteczności w leczeniu szpiczaka. Terapie te są refundowane w Polsce, ale w innych wskazaniach. Wspomniał też o B specyficznych przeciwciałach – 5 terapii w oparciu o nie jest obecnie badanych, ale żadna nie jest jeszcze zarejestrowana.
Szpiczak kojarzy się z zaawansowanym wiekiem. A że seniorów przybywa, to i chorych jest więcej. Ale niestety to nie jedyna przyczyna. Coraz częściej trafiają się też pacjenci w szczycie aktywności zawodowej, mający niepełnoletnie dzieci. – Wśród naszych pacjentów są 30- i 40-latkowie – mówi prof. Artur Jurczyszyn. Ale dlaczego tak się dzieje – co do tego brak jest rozstrzygających badań. Wśród wymienianych czynników jest m.in. ekspozycja na pestycydy, azbest, farby do włosów, a większa zachorowalność obserwowana jest m.in. u rolników, strażaków, fryzjerek.
– Dawniej pacjentów poniżej 50 roku życia było kilka procent. Dziś jest ich dużo więcej. Ale ilu dokładnie, tu niestety też pewności nie ma, ponieważ nie powstał rejestr pacjentów – ubolewa profesor.
Modny termin medycyny spersonalizowanej ma zastosowanie także w leczeniu szpiczaka. Metodą leczenia u osób do 70-75 r. życia jest przeszczep szpiku kostnego (autologiczny i/lub allogeniczny). Ale to terapia nie dla wszystkich. – Jeżeli pacjent jest osobą młodą, to stosujemy u niego leczenie indukujące, później jeden albo dwa autologiczne przeszczepy szpiku i chorzy często wchodzą w dobrą długotrwałą remisję – tłumaczy hematolog.
Terapia składa się zwykle z wielu linii leczenia, stąd ważne jest zapewnienie dużej liczby leków o różnych mechanizmach działania oraz możliwości doboru schematów ich stosowania – razem lub w określonej sekwencji.
Profesor mówił te o zasadzie tzw. złotego strzału – czyli stosowaniu leków o wysokiej efektywności już na starcie, zamiast czekania aż inne nie zadziałają, a stan pacjenta się pogorszy. Podobne postulaty są też w innych chorobach od onkologii po neurologię (np. leczenie SM) i mają jasne uzasadnienie: jak najszybsze zahamowanie choroby.
Jak wyjaśniał prof. Jurczyszyn obecnie w krajach wysoko rozwiniętych standardem jest podanie czterech leków, są to: darzalex, bortezomib, talidomid i deksametazon.
– Na takie czterolekowe leczenie odpowiada praktycznie sto procent pacjentów. Po czterech cyklach tej terapii pacjent jest przygotowany do terapii przeszczepowej. I ma propozycję wykonania jednego lub dwóch przeszczepów. Dzięki temu często jest w remisji przez wiele lat – wyjaśnia A. Jurczyszyn.
To opcja leczenia dla pacjentów ze szpiczakiem nowo rozpoznanym, którzy kwalifikują się do leczenia chemioterapią wysokodawkową i autologicznego przeszczepienia komórek krwiotwórczy. – Obecnie oczekujemy na pełną refundację tej I linii, bo jest ona standardem na świecie – mówi hematolog.
A co z pacjentami, którzy do przeszczepu się nie kwalifikują? Międzynarodowe standardy przewidują dla tej grupy chorych stosowanie kombinacji leków, po której czas do ewentualnej progresji wynosi ponad 60 miesięcy. – Jak ktoś ma 80 lat i otrzyma takie leczenie, to często nie będzie potrzebował II linii. I czekamy na to leczenie, bo polscy pacjenci nadal nie mają dostępu w I linii do trzech leków. Uważam je w tej chwili za najlepsze na świecie – mówi prof. Jurczyszyn. Wyzwaniem w leczeniu szpiczaka plazmocytowego jest I linia. - Im lepsze leczenie pacjent otrzyma na początku, tym dłużej żyje. Nie można, tak jak to było kiedyś, lepszych leków zachowywać na później. Nie! Pacjent może tego nie doczekać – stwierdza prof. Artur Jurczyszyn.
Profesor mówił również o epidemii. Zwracał uwagę, że śmiertelność z powodu COVID-19 u pacjentów ze szpiczakiem jest bardzo wysoka, więc nadal powinni zachowywać dużą ostrożność i nie rezygnować z noszenia maseczek w skupiskach ludzi. Wspominał też o lekach oraz preparacie do uodparniania u osób, które z powodu choroby i leczenia mają słabszą odpowiedź na szczepienia.
Zobacz także:
Dług zdrowotny i finansowy w onkologii. Czy uda się go spłacić?
Prof. Giannopoulos o nowych możliwościach terapii w hematoonkologii