Autor : Jakub Wołosowski
2022-06-28 09:20
Dziś, by pracować w zawodzie diagnosty laboratoryjnego, trzeba posiadać dyplom ukończenia studiów analityki medycznej. Jednak resort zdrowia chce poszerzyć dostęp do zawodu, tak by mogli go wykonywać absolwenci farmacji, weterynarii czy biotechnologii albo po prostu chemii. Diagności zwracają, że to ruch niepotrzebny, bo osoby z dyplomem na rynku są, tylko zarobki są za małe. Anonimowi przedstawiciele Izby w rozmowie z Gazetą Wyborczą sugerują, że została ona "kupiona" za dotację na szkolenia.
O projekcie ustawy o medycynie diagnostycznej, bo to ona wprowadza takie zmiany, pisze wtorkowa Gazeta Wyborcza.
Według nowych przepisów zawód diagnosty laboratoryjnego będą mogli wykonywać absolwenci nie tylko specjalistycznych studiów, ale także takich kierunków jak farmacja, weterynaria, biologia, biotechnologia czy chemia.
Aktualizacja
Projekt ustawy o medycynie laboratoryjnej tematem obrad rządu
Warunkiem jest ukończenie studiów podyplomowych lub rozpoczęcie szkolenia specjalizacyjnego w zakresie analityki klinicznej, diagnostyki laboratoryjnej, toksykologii lub mikrobiologii. Diagności są oburzeni tymi przepisami, i jak zwracają uwagę w rozmowie z GW, szkolenia nie trzeba nawet skończyć. Wystarczy jego rozpoczęcie.
– To jest zwyczajnie głupie, bo my na studiach uczymy się nie tylko chemii czy biologii, ale także przedmiotów klinicznych, takich jak fizjologia czy patologia. Bez tego nie umielibyśmy interpretować wyników badań. I teraz okazuje się, że to nie ma znaczenia. Wystarczy, że się zacznie jakiś kurs – mówi w rozmowie z GW prosząca o anonimowość osoba z zarządu Krajowej Izby Diagnostów Laboratoryjnych. Wskazuje przy tym, że takie otwarcie dostępu do zawodu jest bez sensu, bo osób z dyplomem diagnosty na rynku nie brakuje. Do wykonywania pracy zniechęciły ich niskie zarobki.
Dziennik zwraca uwagę, że przepisy pojawiły się po otrzymaniu przez Krajową Izbę Diagnostów Laboratoryjnych dotacji na zorganizowanie szkoleń w kwocie 26 mln zł (więcej o tym przeczytasz tutaj). Nową wersję ustawy ogłoszono dwa dni po podpisaniu porozumienia przez ministra Adama Niedzielskiego i Alinę Niewiadomską, prezes Krajowej Izby Diagnostów Laboratoryjnych (KIDL) o dofinansowaniu szkoleń.
Półtora miesiąca później, 9 czerwca, Krajowa Rada Diagnostów Laboratoryjnych przyjęła krytyczne stanowisko w sprawie projektu ustawy. Zauważono, że nie tylko niepotrzebnie poszerza dostęp do zawodu, ale także zawiera błędy. Np. zawężenie miejsca wykonywania badań do laboratoriów i szpitali, chociaż potrzeba ich przeprowadzania zachodzi także w przychodniach i karetkach.
Gazeta Wyborcza podaje, że prezes Niewiadomska nie uczestniczyła w głosowaniu nad stanowiskiem krytykującym projekt ustawy. Do tego pojawiło się ono na stronie Izby dopiero po tym, jak dziennikarze o nie zapytali. Po publikacji stanowiska pojawił się komunikat, w którym wyliczono zalety ustawy i stwierdzono, że z powodu pewnych wad nie powinno się projektu wyrzucać do kosza - komunikat bez podpisu i z wyłączoną opcją komentowania.
W odpowiedzi na pytania GW Alina Niewiadomska stwierdziła, że prowadzone są "intensywne starania, aby dostęp do zawodu był dedykowany wyłącznie dla absolwentów analityki medycznej". Anonimowi rozmówcy gazety stwierdzają, że Izba została kupiona dotacją na szkolenia.
Źródło: Gazeta Wyborcza
Nowa specjalizacja w zdrowiu. Diagności zaskoczeni podchodami
GIF chce kontrolować rynek diagnostyki laboratoryjnej
Środowisko diagnostów laboratoryjnych znowu ma powody do niepokoju?